Ponieważ koniec świata nie nastąpił, zdecydowałam się na
kontynuowanie pisania mojego bloga ;-)
Dzisiaj o Sarze, tej Sarze która swoim ciepłem i wielką
miłością stara mi się zastąpić…
Jestem jak Kubuś Fatalista, który uważał że wszystko co nas
spotyka w życiu złego i dobrego jest zapisane w gwiazdach. No może niezupełnie
zgadzam się z Diderot, bo nie czekam na to co pokażą gwiazdy tylko…
Tego dnia, czyli 2,5 miesiąca temu kiedy jechałam po 4-letnią
suczkę rasy Berneński Pies Pasterski, nie miałam pojęcia że tak to się skończy.
Ówczesna jej właścicielka dała ogłoszenie , że „odda w dobre ręce”, co było
nieprawdą, bo oczywiście chciała ją sprzedać. Powodem było to, że nie mogła
mieć dzieci, a właścicielka chciała zarabiać na szczeniakach. Więc po kilku
latach trzymania jej w kojcu 1x2m wraz z drugim berneńczykiem, który miał
zostać ojcem tych szczeniąt – stwierdziła, że to nie interes i dała ogłoszenie.
Miałam po nią tylko pojechać, zawieźć do A. i potem znaleźć dla niej dom. Tuż
przed wyjazdem dowiedziałam się jak ma na imię: Sara.
W czasie kilkugodzinnej drogi, nie myślałam co dalej, jak
mawia ta która ukształtowała moje życie „pomyślę
o tym jutro”. Przyjechałam na miejsce, na dodatek pojechałam w nowych
butach i całe stopy miałam obolałe, więc ku zgrozie ówczesnej właścicielki Sary
i jej szacownej matki – gdy wysiadłam z samochodu zdjęłam buty i paradowałam po
tym obskurnym dość podwórku na bosaka, starając się nie myśleć jak moje stopy
zniosą powrotną kilkugodzinną podróż. Zniosły, nie czułam bólu stóp gdy
wracałam, czułam radość, miłość i wielki smutek. Na podwórku przy ścianie
jakiejś szopy był malutki metalowy kojec z betonową podłogą a w nim dwa piękne
królewskie Berneńczyki. Jednym z nich była Sara. Ujadały jak oszalałe skacząc
po ścianach, po kratach tego więzienia. Z pomocą matki kobieta wyciągnęła Sarę –
jej towarzysz zaczął szaleć jeszcze bardziej „nie zostawiaj mnie” – błagał, „może
jego też kupię?” zapytałam kobietę „nie, on nam jest potrzebny” –
odpowiedziała. Sytuacja była nie do zniesienia, szybko zapłaciłam, wsadziłam
Sarę do samochodu i …jak najdalej stąd, zanim się rozmyśli i nie pozwoli mi jej
zabrać, zanim jej towarzysz oszaleje pełen bólu i samotności, żeby nie widzieć
i nie czuć tego piekiełka, jak zwykle zgotowanego przez „dobrych ludzi”.
Ruszyłyśmy. Po chwili Sara przeszła na przednie siedzenie,
potem na moje kolana, zatrzymałam samochód. Dawno nie byłam tak szczęśliwa, mam
nadzieję że ona też.
Zmiana jaka w niej zaszła od tego czasu jest olbrzymia. Nie
zmieniła się tylko jedna rzecz – nadal jest moim cieniem gdziekolwiek jestem i
cokolwiek robię – nie odstępuje mnie na krok a gdy tylko siądę – przytulona siedzi
przy mnie, gdy zasypiam, po dokładnym wylizaniu mojej twarzy na dobranoc –
zasypia wtulona we mnie.
Początki były takie – przygotowuję np. obiad – Sara widzi
jedzenie – zaczynają się karkołomne skoki po kuchni, po blatach, nie mogę
otworzyć lodówki – bo Sara odpycha mnie i jest niemal w środku – pozostałe
Dzieci zdumione patrzyły na to co się dzieje. Ale ponieważ są Wspaniałe, Dobre
i Mądre więc pozwoliły jej na to szaleństwo – wiedziały co przeszła…
Pierwsze spacery – 4-letnia Sara niemal nie potrafi chodzić –
nigdy nie spacerowała!!! Przeżyła 4 lata z kojcu 1x2m zmuszana do …
prostytucji, kopulacji czy jak to nazwać … przez „ludzi”… Męczyła się po kilku
minutach spaceru, więc siadałyśmy i odpoczywała. Teraz biega jak łania,
szalejąc jak pozostałe ;-), czeka grzecznie jak pozostałe Dzieci na swój
kawałek „naszego” jedzenia a lodówka znowu jest bezpieczna ;-)
Pierwsza wizyta u weterynarza, który oglądając jej gardło
powiedział „Oj naszczekałaś się w życiu” . Ten wyjazd do weterynarza a jednocześnie
pierwszy w ogóle odkąd zamieszkała z nami, zapamiętałam go jeszcze z jednego
powodu – Sara nie chciała wsiąść do samochodu, bała się, jej wzrok mówił „Nie, nie chcę , nie chcę tam wracać”,
jej widoczna ulga gdy później zobaczyła, że wracamy do domu… Teraz nie ma
problemu – Sara jak i pozostałe Dzieci uwielbia podróże gdziekolwiek i jak
tylko widzi otwarty samochód od razu wskakuje radośnie do środka.
Do napisania tego skłoniło mnie jej zachowanie, na które
czekałam a którego nie mogłam się doczekać, szczerze mówiąc bałam się że po jej
przejściach może nie nastąpić, może nie zaufać, ale zdarzyło się i zdarza się
codziennie od kilku dni – Sara jak każdy zadowolony Berneńczyk wywala się na
plecy z rozkosznym uśmiechem na pyszczku.
WESOŁYCH ŚWIĄT ;-)
Zgodnie z ustawą z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz. U. Nr 24, poz. 83), jakiekolwiek korzystanie z treści tego bloga lub zdjęć, które są na nim zamieszczone, bez wiedzy i zgody właściciela, jest zabronione.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz