sobota, 3 sierpnia 2013

POWSZECHNA INWIGILACJA

Ten wpis dedykuję wszystkim tym, którzy w swojej niepohamowanej ciekawości włażą w życie innych, tym którzy korzystając z dobrodziejstwa wujka google myślą, że kogoś poznali, że poznali cudze tajemnice, że poznali człowieka, o którym tak naprawdę dalej NIC nie wiedzą, moim niedoszłym i doszłym pracodawcom, współpracownikom i tym, którzy nie mając nic ciekawego w swoim życiu - grzebią (a raczej tak im się wydaje) w cudzym.
Kilka lat temu gdy chciałeś dla kogoś pracować liczyły się twoje kwalifikacje przede wszystkim. Wiem to, ponieważ tak właśnie przyjmowałam do pracy moich pracowników. Teraz odkąd sami sobie stworzyliśmy idealne narzędzie do inwigilacji, ktoś zanim zaprosi cię na rozmowę w sprawie pracy wklepuje twoje dane do google i jest to pierwszy nigdzie nie opisany etap tzw. rekrutacji. Duże firmy zatrudniają oczywiście odpowiednie osoby, które tym właśnie się zajmują tzw. "specjalistów ds rekrutacji" sic! 
Kolejną grupą są ludzie przypadkowo lub mniej przypadkowo poznani np. współpracownicy. Pierwszą rzeczą, którą robią po poznaniu ciebie (czytaj: twojego imienia i nazwiska) jest wklepanie cię do googla, facebooka, twittera etc i wertowanie informacji tam znalezionych. Skąd wiem? To proste ostatnio KAŻDA nowo poznana osoba po jakimś czasie z rozczarowaniem pyta " a nie masz konta na facebooku, twitterze?" Ponieważ jej ciekawość tutaj nie została zaspokojona, kopie dalej w google szukając....no właśnie czego szukając? 
Kolejna grupa to firmy, które doskonale się w tej możliwości kreowania cudzego wizerunku odnalazły i publikują na twój temat niekoniecznie prawdziwe informacje. Wystarczy odpowiednie pozycjonowanie i potem sama się dziwisz odkrywając na swój temat informacje, o których nie miałaś pojęcia. Do niedawna takie rewelacje dotyczyły wyłącznie osób znanych polityków, artystów, teraz zaufaj mi, może to dotknąć każdego.
Internet jest źródłem nie do opanowania, tworem żyjącym i powołanym do życia przez ludzi, przez nas wszystkich. Internet jest bezkarny. Jest świetnym narzędziem, kopalnią informacji ale też jak wszystko działa w drugą stronę, jest również źródłem nieprawdy. 
Wielu bloggerów zarabia na swoich blogach np. zgadzając się na publikowanie reklam na ich blogu. Ja, mając kilkaset wejść dziennie nie robię tego. Z prostego powodu, staram się być w miarę możliwości konsekwentna w moich poglądach - włączając opcję wyświetlania reklam godzisz się na reklamowanie firm, produktów których nie aprobujesz, przyczyniasz się oprócz tego do wszystkiego tego co opisałam powyżej, dlatego że każde kliknięcie na taką reklamę ją pozycjonuje...
Na pewno jeszcze na temat bedę pisać a na zakończenie wklejam jeden z moich archiwalnych tekstów opisujących historię, która nie powinna się nigdy zdarzyć ... a jednak się zdarzyła, jak wiele innych zupełnie nieprawdopodobnych historii, które przytrafiły mi się w życiu i pewnie nadal przytrafiać się będą ;-)

Kiedy kilka lat temu Bronisław Wildstein opublikował swoją słynną listę, jak zawsze przy tego typu okazjach, wybuchła wielka afera…

Dlaczego piszę:  „tego typu okazjach” – dlatego, że w wielu momentach tzw. naszego życia politycznego, gospodarczego etc, przychylam się zdecydowanie do teorii spiskowej, bo w wielu momentach kryzysowych i niewygodnych dla władzy, najwygodniej jest rzucić tłumowi krwisty ochłap, na którego - sprawdzono wielokrotnie - tłum się rzuci i tym samym odwróci się jego uwagę od ….

Oczywiście wybuchły antagonizmy, ludzie, którzy byli przyjaciółmi od lat – przestali się widywać, inni, którzy w zaciszu swoich bogatych i ciepłych posadek od lat czuli się bezpieczni – nagle , po zdjęciu kurtyny stanęli nadzy i bezbronni przed swoimi ofiarami sprzed lat i nagle ich misternie zbudowany światek - zawalił się…

Ale jak mówię, to tylko wierzchołek, ten właśnie ochłap dla ludu a co z pozostałymi?

Rozmawialiśmy wtedy pamiętam z Sarapo na temat jednego z jego znajomych, prawnika, który właśnie na tej liście się znalazł i przestano z nim rozmawiać, podawać mu rękę  etc… usiłowałam wtedy analizować pobudki, dla których ludzie się tak okrutnie zaprzedawali …. Och moja naiwności….

Pochodzę z Rodziny bardzo bardzo anty anty i jeszcze raz antykomunistycznej, tę nienawiść do komunistów mamy już w genach J,

Mój Tato, który był genialnym specjalistą, projektował olbrzymie inwestycje, w czasach komuny pracując w pewnym Biurze Projektów, był tam kierownikiem pracowni, jeździł po całym Świecie służbowo, był wspaniały we wszystkim co robił… ale wracając do tematu – tzw władza znieść nie mogła, że nie jest w partii ówczesnej PZPR i co jakiś czas podjeżdżali pod dom smutni panowie, rozmawiali z Nim a ponieważ bezskutecznie, więc zamykali go na 48, myśląc naiwnie że zmięknie – NIGDY W ŻYCIU!!!

Mój kochany Wodnik, w połowie po Nim mój upór a w połowie po Mamie, która zawsze dzielnie przy Nim stała a teraz przy nas STOI…

Po publikacji Listy Wildsteina dyskusjom, sporom i innym nie było końca.

Minęło kilka dni i któregoś dnia w swojej nieposkromionej ciekawości i głupocie postanowiłam na nią zajrzeć, a raczej sprawdzić czy nie ma na niej kogoś z moich przyjaciół, czy nie daj Boże – rodziny.

I tak siedziałam, przeglądałam ją sobie na szczęście nikogo nie znajdując, aż wklepałam moje rodowe nazwisko – bardzo rzadkie i nie do pomylenia z żadnym innym i wtedy grom z jasnego nieba – zalazłam – jedną, jedyną osobę z mojej rodziny, którą nigdy w życiu nie podejrzewałabym o współpracę z SBecją, dałabym się poćwiartować za jej uczciwość…

Kogo znalazłam? SAMĄ SIEBIE!!! O ironio losu…

Wpadłam w histerię, oczywiście pierwsza rzeczą jaką zrobiłam był telefon do Sarapo, który w ogóle nie mógł zrozumieć co do niego mówię – „Jestem na Liście Wildsteina łkałam do telefonu, przyjedź…”

Oczywiście przyjechał od razu, wyciągnął mnie z tego biura i uspokoił, tak jak tylko On to potrafił, łagodnie, cierpliwie, czule….

Potem pojechaliśmy do IPN’u ( i na przekór całemu złu całowaliśmy się na schodach tam właśnie i wszędzie i zawsze) – nic nie wskóraliśmy, ponieważ nie piastowałam nigdy żadnej funkcji w tym państwie…

Zaczęłam analizować wszystkich moich przyjaciół i znajomych z okresu stanu wojennego i po nim, kiedy SBecja takie dane tworzyła…

Studiowałam wtedy na AGH w Krakowie i co jakiś czas wzywano kogoś i proponowano współpracę, zastraszano w różny sposób – moich bliskich znajomych też. Potem Rektor jakoś doszedł z nimi do porozumienia i na takie rozmowy chodzili z naszym dziekanem – wspaniałym człowiekiem…

Wtedy wystarczyło, że taki delikwent odmówił współpracy, ale zaproponował kogoś innego i podał nazwisko – i taka osoba już zostawała w ich aktach…

Do takiej teorii się skłanialiśmy.

Nie napisałam jeszcze tego jak się poczułam – ohydnie, obrzydliwie, zbrukana – to nie do opisania właściwie…

Byłam w lepszej sytuacji niż setki innych, którzy tak jak ja , bez powodu na tej liście się znaleźli – miałam przy sobie Sarapo, najmądrzejszego człowieka na świecie, który nawet najgorszy mój stan psychiczny potrafił swoim ciepłem, swoim ciepłym mądrym głosem…ech…

Prawda, do której dzięki uporowi doszliśmy, okazała się tak trywialna, tak absurdalna – jak całe moje życie.

Okazało się i dano mi to na piśmie, że gdy dawno temu, gdy moja córka miała jakieś 2 lata, przez miesiąc albo dwa pracowałam w pewnym hotelu jako recepcjonistka – a hotel ten należał do Wojsk Jednostki Nadwiślańskiej i wszyscy, którzy w tym czasie tam pracowali, obojętnie na jakim stanowisku – na tej liście się znaleźli.

Myślicie, że ktoś za to przeprasza? Ilu osobom zniszczono życie? Ile osób nigdy nie dowiedziało się dlaczego?

Taki kraj…


I na koniec krótka wzmianka n internetu:

W 2005 r. w wolnej i niepodleglej Polsce, po wyniesieniu z IPN listy,  Bronislaw Wildstein zostal zwolniony z pracy w gazecie Rzeczpospolita. Sam IPN natomiast zawiadomił warszawska prokuraturę o podejrzeniu przestępstwa "nieuprawnionego skopiowania i przekazania bazy danych ewidencyjnych z archiwum IPN",
Na liscie  IPN, nazywanej jako  lista Wildsteina, są imiona, nazwiska oraz sygnatury akt 240 tysięcy funkcjonariuszy, tajnych współpracowników i kandydatów na tajnych współpracowników PRL-owkiej bezpieki z okresu od roku 1976 do końca stanu wojennego.


Zgodnie z ustawą z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz. U. Nr 24, poz. 83), jakiekolwiek korzystanie z treści tego bloga lub zdjęć, które są na nim zamieszczone, bez wiedzy i zgody właściciela, jest zabronione.