niedziela, 23 grudnia 2012

DOM



Gdy patrzę na zdjęcia mojego DOMU, których mam pełno, odczuwam tak straszny żal, ból, tak straszną tęsknotę. To BYŁ mój prawdziwy dom, ukochany, żyjący, cudny, roztaczający nade mną swoje cudne, bezpieczne ramiona, smutny gdy ja i radosny gdy ja wesoła. Piękny. Majestatyczny. Wielki. O kamiennych ścianach, z łukami, sklepieniami moimi ukochanymi. Z 4 wyjściami do cudownego, bajkowego ogrodu. Oddzielający mnie swoimi bezpiecznymi ścianami przez złymi ludźmi, przed fałszywym światem. Ta tęsknota jest tak fizyczna. Jedyny sens tej zmiany, tej dobrowolnej rezygnacji z tego cudu, z tego klejnotu mojego największego jest Ona, Sara – patrząca na mnie swoimi cudnymi oczami, przytulona do mnie swoim kochanym ciałkiem. Gdybym tego nie zrobiła – jej przy mnie by nie było. Więc warto. Było warto. Jest warto. Poświęcenie czegoś co się kocha dla kogoś kogo się kocha. Dla innego poczucia bezpieczeństwa. Dla spokoju w dziwne ramki ubranego.
Ten, w którym mieszkam teraz to coś tymczasowego, niestałego, to nie mój dom. To tylko miejsce, które ma czemuś służyć.
A prawdziwego domu będę nadal szukać. I wierzę , że znajdę. Że gdzieś jest i na mnie czeka. Nie jak Miłość. Swoją miłość już przeżyłam. Już znalazłam. I jest we mnie i zawsze będzie. Nie potrzebuję ludzi i ich namiastek. Potrzebuję znaleźć Dom, moje miejsce na Ziemi, ale spokojnie, bez pośpiechu, mam czas. To będzie miejsce, które da nam wszystkim spokój i poczucie bezpieczeństwa. Spokój przede wszystkim. I będzie taki o jakim marzyłam gdy kilka lat temu byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie i którego szkic zrobiłam smażąc się pod moim ukochanym kreteńskim słońcem, w którym wszystko będzie miała swoje miejsce i swój sens. W jakim kraju go znajdę? Tego jeszcze nie wiem. Zaletą a może wadą mojego charakteru jest to, że nie potrafię stać w miejscu, że stateczność to słowo, którego nie ma w moim słowniku ;-) Ale nie ma nic przyjemniejszego w życiu niż poszukiwanie szczęścia.




























 Zgodnie z ustawą z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz. U. Nr 24, poz. 83), jakiekolwiek korzystanie z treści tego bloga lub zdjęć, które są na nim zamieszczone, bez wiedzy i zgody właściciela, jest zabronione.

piątek, 21 grudnia 2012

Sara


Ponieważ koniec świata nie nastąpił, zdecydowałam się na kontynuowanie pisania mojego bloga ;-)
Dzisiaj o Sarze, tej Sarze która swoim ciepłem i wielką miłością stara mi się zastąpić…
Jestem jak Kubuś Fatalista, który uważał że wszystko co nas spotyka w życiu złego i dobrego jest zapisane w gwiazdach. No może niezupełnie zgadzam się z Diderot, bo nie czekam na to co pokażą gwiazdy tylko…
Tego dnia, czyli 2,5 miesiąca temu kiedy jechałam po 4-letnią suczkę rasy Berneński Pies Pasterski, nie miałam pojęcia że tak to się skończy. Ówczesna jej właścicielka dała ogłoszenie , że „odda w dobre ręce”, co było nieprawdą, bo oczywiście chciała ją sprzedać. Powodem było to, że nie mogła mieć dzieci, a właścicielka chciała zarabiać na szczeniakach. Więc po kilku latach trzymania jej w kojcu 1x2m wraz z drugim berneńczykiem, który miał zostać ojcem tych szczeniąt – stwierdziła, że to nie interes i dała ogłoszenie. Miałam po nią tylko pojechać, zawieźć do A. i potem znaleźć dla niej dom. Tuż przed wyjazdem dowiedziałam się jak ma na imię: Sara.
W czasie kilkugodzinnej drogi, nie myślałam co dalej, jak mawia ta która ukształtowała moje życie „pomyślę o tym jutro”. Przyjechałam na miejsce, na dodatek pojechałam w nowych butach i całe stopy miałam obolałe, więc ku zgrozie ówczesnej właścicielki Sary i jej szacownej matki – gdy wysiadłam z samochodu zdjęłam buty i paradowałam po tym obskurnym dość podwórku na bosaka, starając się nie myśleć jak moje stopy zniosą powrotną kilkugodzinną podróż. Zniosły, nie czułam bólu stóp gdy wracałam, czułam radość, miłość i wielki smutek. Na podwórku przy ścianie jakiejś szopy był malutki metalowy kojec z betonową podłogą a w nim dwa piękne królewskie Berneńczyki. Jednym z nich była Sara. Ujadały jak oszalałe skacząc po ścianach, po kratach tego więzienia. Z pomocą matki kobieta wyciągnęła Sarę – jej towarzysz zaczął szaleć jeszcze bardziej „nie zostawiaj mnie” – błagał, „może jego też kupię?” zapytałam kobietę „nie, on nam jest potrzebny” – odpowiedziała. Sytuacja była nie do zniesienia, szybko zapłaciłam, wsadziłam Sarę do samochodu i …jak najdalej stąd, zanim się rozmyśli i nie pozwoli mi jej zabrać, zanim jej towarzysz oszaleje pełen bólu i samotności, żeby nie widzieć i nie czuć tego piekiełka, jak zwykle zgotowanego przez „dobrych ludzi”.
Ruszyłyśmy. Po chwili Sara przeszła na przednie siedzenie, potem na moje kolana, zatrzymałam samochód. Dawno nie byłam tak szczęśliwa, mam nadzieję że ona też.
Zmiana jaka w niej zaszła od tego czasu jest olbrzymia. Nie zmieniła się tylko jedna rzecz – nadal jest moim cieniem gdziekolwiek jestem i cokolwiek robię – nie odstępuje mnie na krok a gdy tylko siądę – przytulona siedzi przy mnie, gdy zasypiam, po dokładnym wylizaniu mojej twarzy na dobranoc – zasypia wtulona we mnie.
Początki były takie – przygotowuję np. obiad – Sara widzi jedzenie – zaczynają się karkołomne skoki po kuchni, po blatach, nie mogę otworzyć lodówki – bo Sara odpycha mnie i jest niemal w środku – pozostałe Dzieci zdumione patrzyły na to co się dzieje. Ale ponieważ są Wspaniałe, Dobre i Mądre więc pozwoliły jej na to szaleństwo – wiedziały co przeszła…
Pierwsze spacery – 4-letnia Sara niemal nie potrafi chodzić – nigdy nie spacerowała!!! Przeżyła 4 lata z kojcu 1x2m zmuszana do … prostytucji, kopulacji czy jak to nazwać … przez „ludzi”… Męczyła się po kilku minutach spaceru, więc siadałyśmy i odpoczywała. Teraz biega jak łania, szalejąc jak pozostałe ;-), czeka grzecznie jak pozostałe Dzieci na swój kawałek „naszego” jedzenia a lodówka znowu jest bezpieczna ;-)
Pierwsza wizyta u weterynarza, który oglądając jej gardło powiedział „Oj naszczekałaś się w życiu”  . Ten wyjazd do weterynarza a jednocześnie pierwszy w ogóle odkąd zamieszkała z nami, zapamiętałam go jeszcze z jednego powodu – Sara nie chciała wsiąść do samochodu, bała się, jej wzrok mówił „Nie, nie chcę , nie chcę tam wracać”, jej widoczna ulga gdy później zobaczyła, że wracamy do domu… Teraz nie ma problemu – Sara jak i pozostałe Dzieci uwielbia podróże gdziekolwiek i jak tylko widzi otwarty samochód od razu wskakuje radośnie do środka.
Do napisania tego skłoniło mnie jej zachowanie, na które czekałam a którego nie mogłam się doczekać, szczerze mówiąc bałam się że po jej przejściach może nie nastąpić, może nie zaufać, ale zdarzyło się i zdarza się codziennie od kilku dni – Sara jak każdy zadowolony Berneńczyk wywala się na plecy z rozkosznym uśmiechem na pyszczku.
WESOŁYCH ŚWIĄT ;-)


 Zgodnie z ustawą z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz. U. Nr 24, poz. 83), jakiekolwiek korzystanie z treści tego bloga lub zdjęć, które są na nim zamieszczone, bez wiedzy i zgody właściciela, jest zabronione.

piątek, 14 grudnia 2012

BŁOGOSTANY

Błogostany mogą być różne, np. takie
albo takie:
albo takie:
a może i takie:







albo może takie:











albo jeszcze;







mogłabym tak bez końca, ale najważniejsze żeby ten błogostan trwał i był tak samo CUDNY zawsze
Zgodnie z ustawą z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz. U. Nr 24, poz. 83), jakiekolwiek korzystanie z treści tego bloga lub zdjęć, które są na nim zamieszczone, bez wiedzy i zgody właściciela, jest zabronione.